piątek, 24 stycznia 2014

72# Nienawidzę cię cz. I

Kilka słów wstępu ; )
A więc naprawdę mi głupio, że tak bardzo zaniedbałyśmy bloga, 
jednak postanowiłyśmy, że musimy coś dodać, skoro liczba odwiedzających i komentarzy nadal rośnie,
za co jesteśmy bardzo wdzięczne <3

Dlatego dodaję wam pierwszą cześć imagina, wyszedł mi trochę długi,
ale musicie mi wybaczyć, bo nie widziałam innej możliwości jak zakończyć pierwszą cześć właśnie w tym momencie xD
Mam nadzieję, że wam się spodoba, bo wiecie już dawno nie pisałam
i chyba wypadłam trochę z formy ; pp 

_________________________________________


Usiadłam na łóżku i przyglądałam się, jak moja mama pakuje swoje ciuchy. Spojrzała na mnie i zadała kolejny raz to samom pytanie.
M: Lizz na pewno nie chcesz jechać z nami?
L: Mamo przecież wiesz, że nart nie nienawidzę tak samo jak zimna.
M: No tak wiem, ale to będą kolejne święta, które spędzimy osobno.
Widziałam w oczach mamy smutek, też było mi przykro, że akurat w taki wspaniały dzień jak święta nie będziemy razem..
M: To może my odwołamy nasz wyja...
L: Mamo nie! Przecież mówiłam ci, że chce żebyś bawiła się dobrze z tata. Ja pojadę do babci i dziadka. Dawno się z nimi nie widziałam, a poza tym uwielbiam spędzać święta w tym małym miasteczku pod Londynem.
Wywołałam na twarzy mamy uśmiech.
M: Tak, tak dobrze o tym wiem. Chciałaś spędzać każde wakacje i świata właśnie tam.
L: No widzisz, a więc nie martw się o mnie i bawcie się dobrze.
Podeszła do mnie i ucałowała mnie w czoło, po czym posłała mi swój najszczerszy uśmiech na świecie. Była najwspanialszą kobietą na ziemi. Odwzajemniłam uśmiech i ruszyłam w stronę mojego pokoju. Wyciągnęła lekko skurzoną walizkę spod mojego łóżka i zaczęłam wrzucać do niej ubrania. Nie bardzo zastanawiałam się co mam ubrać w miasteczku, nie mieszkało zbyt dużo ludzi. A właściwie większa ich część to byli ludzie  w podeszłym wieku. I to jest jedna z bardzo wielu pozytywnych cech tego miejsca, nigdy nie musiałam przejmować się tym co na siebie wrzuć, aby wyglądać dobrze. A więc zabrałam się do pakowania, a właściwie wrzucani czego popadnie do walizki i wyrobiłam się w zaledwie 10 minut. Zeszłam na dół rodzice upijali ostatnie łyki kawy, chciałam coś powiedzieć, gdy nagle usłyszałam dźwięk dzwonka, pobiegłam otworzyć drzwi. To był dziadek.
D: Witaj słoneczko, gotowa aby przeżyć najwspanialsze święta w swoim życiu?!
L: Jasne dziadku, każde święta z wami są wspaniałe!
Dziadek zaśmiał się swoim grubym, ale bardzo przyjemnym głosem, ucałował mnie w rękę i zabrał moją walizkę.
D: Zatem zapraszam do limuzyny.
Podeszłam do rodziców, aby ucałować ich na pożegnanie. Mama jak zwykle uroniła kilka pojedynczych łez, pożegnała się i wyciągnęła z kieszeni chusteczkę, aby otrzeć lekko opuchniętą twarz. Dałabym słowo, że w oczach taty też zobaczyłam łzy, ale niestety nie miałam czasu, aby przyjrzeć się tej sprawie bliżej. Uściskałam ich i w biegu zakrzyczałam '' Wesołych świąt''.
Podróż mimo że długa upłynęła mi bardzo przyjemnie. Dziadek opowiadał mi wszystkie nowe plotki i rzeczy które wydarzyły się podczas mojej nieobecności. Poinformował mnie również, że Pani Jonson na wieść o moim przyjeździe zabrała się do pieczenia szarlotki z swoim tajnym składnikiem. Pani Jonson była sąsiadką moich dziadków, mieszkała dokładnie naprzeciwko. Była dla mnie bardzo miła i znałam ją właściwie od najmłodszych lat. Można powiedzieć, że była dla mnie drugą babcią.

Po kilku godzinach byliśmy na miejscu. Wybiegłam z samochodu, aby uściskać babcie stojącą przed domem. Odprowadziła mnie do mojego pokoju i zostawiła mnie na chwilę samą. Otworzyłam walizkę, wzięłam potrzebne rzeczy i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Po chwili zeszłam na dół.
B: Już wpół do piątej, idealna pora na kawę prawda?
Pokiwałam głową, przyznając babci rację. Ubrałyśmy kurtki i przeszłyśmy na druga stronę ulicy. Pani Jonson bardzo się ucieszyła na mój widok. Zaprosiła nas do środka, zaparzyła kawę i podała swoje przepyszne ciasto. Prowadziłyśmy tak zacięta rozmową, że nawet nie spostrzegłyśmy się kiedy zegar wybił 20.00. Pani Jonson zaproponowała, abyśmy zostały na kolacji. Dwa razy nie było trzeba nam powtarzać. Gdy kolacja była już naszykowana Pani Joson poruszyła temat swojego wnuka.
P.J: Beth…
 Wszyscy skracając moje imię Elizabeth mówili do mnie Lizz lub Lizzi ale nie panie Jonson, ona jako jedyna zwracała się do mnie Beth.
P.J: Pamiętasz jak kiedyś opowiadałam ci o moim wnuku?
L: Tak pamiętam.
P.J: A więc jutro przyjeżdża aby mnie odwiedzić. Podobnie jak ty spędzi tutaj tegoroczne święta. Może chciałabyś z nim spędzić trochę czasu?
L: Oczywiście Pani Jonson, nie ma sprawy.
Uśmiechnęłam się do kobiety, która widocznie odetchnęła z ulgą, ale teraz to ja zaczęłam się denerwować, czy wzięłam z sobą jakieś w miarę normalne ubrania. Po powrocie do domu, pobiegłam do swojego pokoju, otworzyłam walizkę i podobnie jak nasza sąsiadka , odetchnęłam z ulgą. Spakowałam prawie wszystkie moje ulubione ciuchy. Poszłam do łazienki zmyłam makijaż i postanowiłam, że pójdę spać, była dopiero 22, ale zmęczenia dawało już o sobie znać.
Rano obudził mnie głos dziadka, wołającego mnie na śniadanie. Ubrałam się i zeszłam na dół. Po skończonym posiłku, odwiedziłam sklep, załatwiłam kila spraw o które prosiła mnie  babcia a na koniec postanowiłam odwiedzić sąsiadkę. Ubrałam kurtkę i wyszłam na dwór. Zapukałam do drzwi, spodziewałam się, że drzwi otworzy Pani Jonson. Jednak się pomyliłam. W drzwiach pojawił się wysoki, zielonooki brunet. Nieziemsko przystojny, a na dodatek miał przepiękny śnieżnobiałym uśmiechem.
H: Cześć jestem Harry.
B: A więc to ty jesteś wnukiem pani Jonson. Ja jestem...
H: Lizzi wiem. Moja babci dużo mi o tobie opowiadała. I wiesz co? Miała racje jesteś naprawdę ładna.
O nie tylko nie to! Na moje twarzy pojawiły się dwa ogromne rumieńce, nienawidziłam jak ktoś mówił do mnie w taki sposób. Chciałam się zapaść pod ziemię. Jednak na moje szczęście zaraz obok Harrego pojawiła się Pani Jonson.
P.J: O widzę, że już się poznaliście. Beth proszę wejdź do środka.
Po chwili wahania przekroczyłam próg domu. Usiadłam w kuchni za dużym stołem. Harry zajął miejsce dokładnie naprzeciwko mnie. A pani Jonson poszła zaparzyć herbatę.
Harry oparł ręce na stole i nachylił się w moją stronę, posyłając mi cwaniacki uśmieszek. Co wprawiło mnie w jeszcze większe zakłopotanie. Zerknęłam na niego, wlepiał we mnie swoje duże zielone oczy. Postanowiłam, że nie dam mu za wygraną. I dokładnie spenetrowałam go wzrokiem, po czym zrobiłam obojętną minę. Kotem oka zauważyłam, że mina Harrego lekko zrzedła, jednak on też postanowił nie dawać za wygraną. Po 15 minutach ciągłej obserwacje, stwierdziłam, że nie dam rady. Podniosłam się z krzesła i skierowałam się do Pani Jonson.
L: Lepiej już pójdę.
P.J: Już? Dlaczego tak szybko?
Nie wiedziałam co mam powiedzieć i wypaliłam bez większego zastanowienie.
L: Mam ochotę na spacer.
Harry szybko zerwał się z krzesła.
H: W taki razie idę z Tobą.
Nie była w stanie zaprzeczyć, ponieważ nie zdążyłam nawet mrugnąć a Harry już zakładał swoją kurtkę. Zrezygnowana podeszłam do drzwi i wyszłam na dwór. Wieczór była bardzo mroźny i spokojny. Wybrałam najkrótszą drogę jaką mogła, aby zakończyć jak najszybciej ten spacer. Harry znów się nie odzywał tylko dokładnie oglądał najpierw moją twarz, a następnie resztę ciała.
L: Przestań!
H: O co ci chodzi?
Pokazał rząd swoich białych zębów.
L: Dobrze wiesz o co mi chodzi!
H: Nie nie wiem. Znowu ten uśmieszek.
L: Odkąd wyszliśmy z domu cały czas mnie obserwujesz.
Harry zaczął się śmiać i to na tyle głośno, że wprawił mnie w ogromne zakłopotanie.
H: Chyba sobie żartujesz.
Kolejny raz zaśmiał się głośno.
Sprawił mi tym ogromną przykrość, dlatego odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę domu. Gdy byłam na miejscu poszłam do pokoju, przebrałam się w piżamę i próbowałam zasnąć. Jednak sytuacje które wydarzyły się tego wieczora nie dawały mi spokoju. W końcu koło dwunastej udało mi się zasnąć. Następnego dnia, schodząc na dół usłyszałam głos Harrego. Stwierdziłam, że to nie możliwe aby o tej porze były już tutaj. Po co w ogóle miał by tu  przychodzić? Wchodząc o kuchni modliłam się aby go tam nie było. Jednak Bóg nie wysłuchał moich próśb, ledwo przekraczając próg kuchni usłyszałam jego głos.
H: Dzień dobry Lizzie co powiesz na poranny spacer?
L: Co ty tutaj robisz?!
B: Liz spokojnie, Harry chciał zabrać cię na spacer, żeby lepiej się poznać.
Spojrzałam na niego. Czy on nigdy nie przestaje się uśmiechać? Ale skoro chce wojny będzie ją miał.
L: W taki razie chodźmy.
Zobaczyłam zdziwienie na jego twarzy, nie spodziewał się, że się zgodzę. Teraz to ja mu posłałam wredny uśmieszek i wyszłam z domu. Harry dogonił mnie i szliśmy ramie w ramie. Zaczęłam mówić jak najęta, opowiedziałam mu prawie całe swoje życie i mimo że mówiłam prawie godzinę Harry ani razu mi nie przerwał, wręcz przeciwnie słuchał mnie bardzo uważnie. W końcu skończyłam zatrzymałam się i odwróciłam się w jego stronę.
L: I co poznałeś mnie już lepiej? Zadowolony?
H: No właściwie nie do końca...
Zrobiłam się lekko czerwona z złości i ruszyłam dalej. Poczułam jak Harry kładzie rękę na moim ramieniu i odwraca mnie w swoją stronę.
H: Wiesz że gdy się złościsz jesteś bardzo piękna.
L: Czy twoim życiowym calem jest wkurzanie ludzi? Powiedziałam z stoickim spokojem.
Uśmiechnął się kolejny raz. Mimo że doprowadzał mnie do białej gorączki, jego uśmiech powodował, że stawałam się spokojniejsza. Teraz dokładnie przyjrzałam się każdej rysie, znajdującej się na jego twarzy. Zaczynając od ust a kończąc na oczach. Harry dokładnie przyglądał się mojemu zachowaniu. Uśmiechnął się delikatnie, co spowodowało, że na chwilę odpłynęłam. Jednak zaraz po tym powiedział:
H: Wiedziałem, że ci się podobam.
Znowu wytrącił mnie z równowagi, spojrzałam na niego, puścił w moją stronę oczko.
L: Mylisz się!
Zaśmiałam się i chciałam odejść. Jednak Harry kolejny raz mi na to nie pozwolił. Jedną ręką złapał moje biodra, odwracając mnie w swoją stroną. Druga rękę położył na mojej szyi. Zbliżył powoli swoje usta do moich i delikatnie mnie pocałował. Poczułam jak by na chwilę czas się zatrzymał. Zarzuciłam ręce za jego szyje i zbliżyłam się jeszcze bliżej. Zamknęłam oczy i dałam ponieść się chwili. Po kilkunastu sekundach Harry przerwał pocałunek. Zerknęłam na niego. Otworzył swoje zielone oczy, uśmiechnął się w moją stroną i powiedział
H: Jesteś pewna, że się mylę?
Tak teraz na jego twarzy triumfował zwycięski uśmiech. Odwrócił się na pięcie i po prostu odszedł.
Zamurowało mnie, nie mogła uwierzyć, że dałam się nabrać.
L: Nienawidzę cię!
Tylko to zdążyłam zakrzyczeć, jednak on i tak mnie już nie słyszał...




__________

I co podoba się? 
Chcecie kolejną część?
xoxo 
m.

3 komentarze:

  1. tak świetne opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  2. Super!!!!!! Czekamy na kolejną część !!!!!!!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie się zapowiada i na pewno musisz napisać kolejną część ;D

    OdpowiedzUsuń