wtorek, 28 stycznia 2014

75# Nic nie warte gryzmoły cz. III

Rano obudziłam się w dobrym humorze. Zapomniałam nawet o tym, że nie dostałam głowenego stanowiska. Dziś pierwszy dzień w pracy. Wzięłam prysznic, ubrałam się w to.  Zeszłam na dół na śniadanie, w kuchni czekała na mnie moja rodzicielka.
- Dzień dobry kochanie, jak ci poszło? - w międzyczasie nalałam sobie herbaty, wzięłam kanapki i usiadłam do stołu.
- Dostałam pracę, dzisiaj zaczynam.
- to gratuluję kochanie. - ucałowała mnie w czoło. Po zjedzonym posiłku wróciłam do pokoju po torbę, spakowałam sobie drugie śniadanie i wyszłam.
- Powodzenia córciu!
- Dzieki mamo, cześć! - powiedziałam wychodząc.
Weszłam do pracy z promniennym uśmiechem, ciepło przywitałam Mayę oraz osoby znajdujące się w restauracji. W drodze do szatni spotkałam Nialla.
- Gotowa na wycisk? - uśmiechnął się słodko.
- Oczywiście szefie. - zaczeliśmy się śmiać.
- Idź się przebrać, za 5 min zebranie na kuchni. - pokiwałam głową i odwróciłam się na pięcie.
- [T.I]
- tak?
- ślicznie wyglądasz. - uśmiechnął się ukazując rząd białych zębów i odszedł. Mój dzień od razu stał się jeszcze lepszy.

Pierwszy dzień w pracy minął bardzo miło. Koleżeńska atmosfera, wspaniali ludzie tylko ta cała Rebeka ... nie polubiłam jej jakoś. I to nie, dlatego że ona dostała lepszą fuchę, poprostu wydawała mi się strasznie dziwna. Miałam wrażenie, że obserwuje każdy mój ruch.

Udając się do auta zaczępił mnie blondynek.
- masz jakieś plany na wieczór?
- ymm.. raczej nie
- to może wpadniesz do mnie? Ugotujemy coś z towich przepisów, co ty na to?
- brzmi świetnie, piszę się na to.
- świetnie, 20?
- mnie pasuje
- w takim razie jesteśmy umówieni. Przyjadę po ciebie. Musze już lecieć, narazie. - Czy właśnie Niall Horan, mój szef jakże cudowny, przystojny, miły, słodki zaprosił mnie na randkę? Wsiadłam do auta i zaczęłam drzeć się w niebogłosy ze szczęścia. Szybko popędziłam do domu. Miałam tylko dwie godziny na przygotowania. Zdecydowałam się na ten zestaw. Czas mijał nieubłagalnie.
- 19:58. O nie ! zaraz tu będzie. - spryskałam się perfumami. Zeszłam na dół i akurat zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam mu.
- zaczekaj minutkę dobrze? - popędziłam jeszcze szybko po płaszcz. - Okej, jestem gotowa, idziemy? - chłopak pokiwał głową. Zamknęłam drzwi. Podążalismy w kierunku jego auta. Czas naszej podróży, do jego domu, trwał jakieś 20 min. Stanęliśmy przed przepięknym domem.
- ma piękny dom. - powiedziałm pod nosem do siebie. Weszlismy do środka. Wnętrze było bardzo przytulne, utrzymane w kolorach brązu, złota i bieli. Przygaszone lampy dawały klimat ciepła. Niall wziął ode mnie płaszcz i podał mi kubek kawy po brazylijsku.
- mój ulubiony napój. Kawa i czekolda najleprze połączenie jakie może być. - przenieśliśmy się do kuchni, tam zaczeliśmy sie lepiej poznawać.
- opowiedz mi coś o sobie. - powiedział Niall.
- no dobrze, a więc. Przeprowadziłam się do Irlandii z małego miasta w Polsce, jakieś dwa lata temu z mamą. Zamieszkałysmy u mojej babci. Skończyłam szkołe gastronomiczną. - widziałam jak chłopak uważnie mnie słucha i penetruje dokładnie moją twarz. Ciągnęłam dalej. - Gotowaniem interesuje się od małego. Zawsze podglądałam mamę i babcię jak razem gotują. Potem gdy byłam starsza postanowiłam spróbować i zaczełam 'moją karierę' od pieczenia ciast, modyfikowałam przepisy, sprawiło mi to ogromną frajdę no i tak zostało do dnia dzisiejszego. Tyle o mnie. - zauważyłam, że Niall jest zamyślony. Pstryknęłam mu palcami przed nosem.
- tak, tak - ocknął się.
- Słuchałes ty mnie w ogóle. - podniosłam jedną brew ku górze.
- oczywiście, że tak. - przygryzł jedną wargę z zakłopotania. Oczywiście, ja musiałm wybuchnąć śmiechem.
- To mam teraz propozycje, zacznijmy gotować.
- Z chęcią. - Niebieskooki podał mi fartuch, pokazał gdzie się co znajduje i zaczęliśmy.
Nasz cel do zrobienia to Kaczka faszerowana tropikalnymi owocami z sosem śmietanowym.
Świetnie sie przy tym bawiliśmy. Śmialiśmy się ze wszystiego jak małe dzieci, próbowalismy dania, doprawialismy je razem, było cudownie. Świetnie się czułam w jego towarzystwie.
W pewnym momencie miałam zająć się rozbrajaniem ananasa co nigdy nie szło mi zbyt dobrze. Siłowałam się z nim jakieś 15 minut.
- daj pomogę, pokaże Ci jak szybko i bez większego wysiłku obrać ananasa. - stanął za mną, objął moje ręce i zaczął pokazywać. Ja zmiast uważać, patrzyłam się w jego cudowne oczy. Nie wiem co mnie nagle podkusiło ale odwróciałm się do niego i zaczęłam go całowac. On odwzajemnił pocałunek ale po paru chwilach oderwał sie od moich ust i patrzył na mnie zdziwionym wzrokiem ...


grzywczak.



2 komentarze: